Bóg jak kobieta?

Tak naprawdę nie chciała studiować teologii. Nim trafiła na Papieską Akademię Teologiczną marzyła o socjologii. Jednak po kilku zajęciach z języka hebrajskiego zrozumiała, że to jest to, czym chce się zajmować. W efekcie w 2012 roku została doktorem judaistyki i hermeneutyki biblijnej. O tym, czy łatwo być kobietą-teologiem, o boskich „fochach” oraz o kobietach w Biblii Maria Miduch opowiada Karolinie Krawczyk.

Odczuwasz niechęć otoczenia wobec Ciebie jako wykładowcy?

Czasem mam takie wrażenie. Ale tutaj duży ukłon w stronę salezjanów, którzy mi zaufali. W seminarium uczę kleryków hebrajskiego, prowadzę też ćwiczenia ze Starego Testamentu oraz seminarium magisterskie. Moją pracę doceniła komisja afiliacyjna, ponieważ zajęcia przeze mnie prowadzone zostały ocenione bardzo wysoko. Jednak gdy człowiek obraca się w środowisku naukowym, to czasem spotyka objawy niechęci i niedowierzania. Na jednym ze spotkań służbowych pewien kapłan zapytał, co robię w życiu. Odpowiedziałam, że kończę doktorat, a ksiądz był oburzony i bardzo zdziwiony: „Ale jak to pani robi doktorat z teologii?”. Wysłał mnie do zakonu, bo stwierdził, że tylko tam mogę się przydać. Myślę, że ten ksiądz jest bardzo biedny, bo odziera Kościół z piękna. Nie ma zwykłych i niezwykłych powołań, nie ma zwykłych chrześcijan – są tylko niezwykli, bo każde powołanie, każdy człowiek jest piękny.

Skąd – Twoim zdaniem – ta niechęć?

Przez długi czas teologia była zarezerwowana dla mężczyzn, i to tylko dla duchownych. Dużo się zmieniło – w sensie prawa – od Vaticanum II, ale nie tak łatwo jest zmienić myślenie. Można zmienić reguły panujące na uniwersytetach, ale jednak z myśleniem jest trudniej. Do tej pory wielu ludzi uważa, że teologię studiuje ksiądz i że wykładają ją księża, a tymczasem duży potencjał widać w ludziach świeckich, którzy przecież mogliby się tym zająć. Podejrzewam, że czasem nawet z większym zaangażowaniem niż księża.

Czym się różnią wykłady prowadzone przez Ciebie od tych, które prowadzą księża?

Powiem na przykładzie Seminarium Salezjanów – tam większość zajęć klerycy mają z księżmi. Czasami jednak potrzebne jest spojrzenie oczami kobiety, oczami świeckich, bo przecież oni za kilka lat pójdą pracować przede wszystkim z ludźmi świeckimi. Będą służyć także kobietom. Spotkanie z jedną z nich na etapie formacji może być dla przyszłych księży dobrym doświadczeniem – spojrzą na niektóre rzeczy i sprawy z innej perspektywy.

Czujesz, że Twoje bycie tam to dla nich dobre doświadczenie?

Po rozmowach z niektórymi z nich mogę powiedzieć, że tak. Kilku kleryków przyszło mi podziękować za inne, nowe spojrzenie na niektóre zagadnienia. Spotkanie ze mną może im także pokazać kobiecą twarz Boga. W przekazie wiedzy teologicznej nie jest przecież ważne to, jaki jest mój stan cywilny i płeć. Najważniejsze jest to, czy moje spotkanie z Bogiem jest autentyczne i czy przekazuję tylko wiedzę, czy także doświadczenie Boga. To jest moje największe marzenie – by te zajęcia były nie tylko wykładem, ale też pokazaniem mojego doświadczenia Boga.

Czy kleryków trzeba zachęcać do spotkania z Bogiem?

Nigdy nie będziemy na takim etapie, na którym nie moglibyśmy jeszcze bliżej spotkać się z Bogiem. To dotyczy każdego, nie tylko kleryka. Ale nie jest też tak, że kleryk osiągnie pewien pułap wiedzy o Bogu i to ma mu wystarczyć na całe życie. To jest nieustanne spotykanie się. I tutaj – uwaga – Bóg zachowuje się jak kobieta! Mężczyzna nie ma w zwyczaju powtarzać ustawicznie „kocham cię”. Powie raz na jakiś czas, bo przecież „nic się od ostatniego razu nie zmieniło”. Natomiast Bóg chce to ciągle słyszeć, ale też chce ciągle o miłości do nas mówić. O tej kobiecej stronie Boga mówi np. Księga Joela. Możemy tam przeczytać o tym, że Bóg najpierw rzuca gromy (mówiąc potocznie, Bóg „strzela focha”), po czym, gdy tylko Izrael wykonuje drobny akt skruchy, wyznaje mu miłość, chce obdarzać czułością i już niemal o niczym nie pamięta. Myślę, że mężczyzna byłby bardziej konkretny w swoim postępowaniu – wina, kara, pokuta. A u Joela zachowuje się w tak typowo kobiecy sposób. Zachwyca mnie też u Joela plaga szarańczy – Bóg mówi, że posyła ją przeciwko ludowi, ale natychmiast dodaje, że im to wynagrodzi! To jest niesamowite, bo Bóg stwierdza, że wina leży po stronie ludu, ale to On chce im to wynagrodzić. To mnie zachwyca w Bogu!

Jakie są kobiety w Biblii?

Bardzo różne. W ostatnim czasie z jedną z grup biblijnych w Sosnowcu starałyśmy się je poznać. Są na pewno odważne, jak np. Miriam, siostra Mojżesza, albo jak Rut. Znalazłyśmy też takie, które się bały, które były zagubione, ale w końcu odnalazły swoją tożsamość w Bogu. Taką była np. matka Samuela. Poznałyśmy też takie, które na różny sposób przeżywały swoją seksualność, chociażby Batszebę czy Judytę. Te kobiety były niesamowite, bo były cały czas sobą. Nie próbowały być kimś innym, w tym tkwiła ich siła. Jestem zdania, że właśnie dlatego Bóg z nimi współpracował, bo nie ukrywały swoich słabości i wad. A Bóg te wszystkie słabe miejsca wykorzystał i wypełnił swoją łaską. A my, kobiety, bardzo często myślimy, że Bóg będzie z nami współpracował dopiero wtedy, kiedy będziemy nieskazitelne, idealne, perfekcyjne.

Co to znaczy, że kobiety starają się być perfekcyjne?

Bardzo często twierdzimy, że powinnyśmy zawsze ufać Bogu i nie mieć żadnych potknięć czy grzechów. Ufność to piękna cnota, ale wiemy, że brakuje jej w życiu. A my chcemy cały czas ufać, tak perfekcyjnie. Wydaje nam się, że jakiś grzech może nas oddzielić od Bożego planu, tymczasem jest odwrotnie – co doskonale widać na przykładzie Batszeby – w jej życiu bowiem grzech stał się miejscem, w którym Pan Bóg mocno zadziałał. Batszeba weszła do rodowodu Mesjasza. To ona dała życie dziecku, które stało się przodkiem Jezusa. Bóg zadziałał w tej słabości. Nierzadko jest tak, że myślimy o tym, żeby najpierw pozamiatać w naszym życiu, a dopiero później zaprosić Pana Boga. Zupełnie jak na święta. A Bóg chce przyjść ze swoją mocą właśnie wtedy, kiedy tkwimy w bałaganie myśli i grzechu.

Czego Kościół może nauczyć się od kobiet-teologów?

Myślę, że przede wszystkim przybliżania ludziom wielkiej teologii językiem zrozumiałym dla wszystkich. Kobieta ma w sobie coś takiego, co pozwala łagodniej omawiać pewne rzeczy, przedstawić je w bardziej przystępny sposób. Owszem, są kobiety, które „przemawiają”, a nie „mówią”, „czynią”, a nie „robią”. Są także mężczyźni, którzy mówią prostym językiem, ale większą łatwość ma kobieta, zdecydowanie. Teologia nie jest sztuką samą w sobie, ale jest po to, by Kościół się nią żywił. Nauczanie i przybliżanie (do) Boga to zadanie dla każdego człowieka, ale kobiety są w tym ciągle niedoceniane. Z drugiej jednak strony – pomysły „biskupek”, chociażby te dotyczące modlitwy „Ojcze nasz”, która miałaby brzmieć „Matko nasza” – to owoc źle pojętego feminizmu. Mnie zachwyca św. Paweł, który mówi: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3,28). Mimo to daje rady dla mężczyzn i dla kobiet. Oznacza to, że w godności jesteśmy równi przed Panem Bogiem, ale powołania mamy inne. Nie lubię takiego podejścia do roli kobiet w Kościele, które chce nas zrównać w zadaniach z mężczyznami. W ten sposób może się zatracić coś, co jest w kobiecie niepowtarzalne. Jeśli chce być taka sama jak mężczyzna, może stracić „to coś”.

Karolina Krawczyk

Author: Karolina Krawczyk

Kiedyś kard. Nagy zadziwił się moim wzrostem i nazwał mnie "małą redaktorką". Tak już zostało :) Z CzasemSERCA związana jestem od 2009 roku. Prowadzę także nasze radiowe audycje w Radio Profeto.pl Fascynuje mnie człowiek, dlatego najczęściej przeprowadzam dla Was wywiady. Uważam, że ludzie są Cudem.

Share This Post On

2 komentarze

  1. Avatar

    Jak dobrze, że jesteś, Mario! 🙂
    Jak dobrze, że jesteś, Karolino! 🙂
    Błogosławię!

    Post a Reply

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.